wtorek, 18 grudnia 2007

Podróż mojego życia



Usiadłam na łóżku patrząc bezmyślnie na obraz na ścianie. Nie widziałam jego zawartości – pięknej starej mapy Ameryki, tym bardziej nie widziałam napisu, który kiedyś, na odwrocie dawno temu zamieścili na nim moi rodzice:

„Kochanej córce w uznaniu zasług za odkrywanie piękna świata” – taka mała zachęta do kontynuowania rozpoczętej pierwszą samodzielną, trzymiesięczną wyprawą mojej Wielkiej Życiowej Przygody, Wędrówki w Nieskończone.

Zachęcające początki - wyprawy rowerowe po Europie –z namiotem w sakwach, dzikim biwakowaniem i prysznicami z deszczówki, trekking po Maroku – gdzie słońce grzało równie mocno, jak miętowa herbata z cukrem, szalony objazd Chorwacji, gdzie w żadnym miejscu nie usiedziałam dłużej niż 24h… Gwiazda Przygody świeciła mocnym, życiodajnym blaskiem, który stanowił oprócz krwionośnego, limfatycznego i sympatycznego czwarty układ wypełniający moje jestestwo.

Lecz w imię lepszego dobra, jak to często w szatańskich pokusach bywa, zdradziłam moją Przygodę – chcąc jej drogą podążać wygodniej, szybciej, dalej zatrudniłam się w Fabryce, zwaną także Korporacją. Tłumacząc sobie fałszywie, że przygoda czeka mnie i tutaj, dobrowolnie włożyłam niewolnicze jarzmo, przygarbiłam ramiona
i weszłam na ścieżkę wędrówki w nieskończone – tyle, że
po obrębie koła, wyznaczonej długością dyszla, który przyszło mi popychać. I tak dzień, za dniem, coraz szybciej, coraz dłużej, widziałam coraz mniej- nic ponad tę moją okrężną drogę, jak ten chomik w karuzeli. Niby zabawnie, a robi się coraz gorzej. Osiem godzin, dziesięć, dwanaście…. Szybkość wzmaga lęk przed wypadnięciem z koła. Coraz mniej czasu, przyjaciół, marzeń….Dzień, noc – bez różnicy, zawsze ten sam laptop, e-maile nie cierpiące zwłoki, firmowe kije na pchły i marchewki o mdłym smaku. I w tym wszystkim ja – pusta, wypalona, z poczuciem porażki…bo środek do celu stał się celem, a ja straciłam siebie, marzenia i swoją Przygodę, Wędrówkę w Nieskończone.

Siedzę na łóżku i zamykam oczy. Jest noc. Księżyc walczy z chmurami o prawo do oglądania ziemi. Zupełnie, jak na tamtej marokańskiej oazie, gdzie na tarasie dachu Ahmed cichym, śpiewnym głosem szeptał wiersz o akmar i ahwa – miłości i księżycu, który przypominał twarz ukochanej… siedzę - w głowie szumi od hałasu z dzisiejszego dnia – a może to szum wiatru od pustyni?

Podobnie, jak ten hałas – wysysa wodę z tkanek, wysusza usta, drenuje umysł tak, że po chwili nie potrafisz myśleć już o niczym, tylko o studni
z wykradaną ziemi wodą ciszy. Smak wody – czy go jeszcze pamiętam? Moje codzienne napoje: red bull, kawa i pepsi…równie toksyczne, jak moja codzienność. Ale jakże bezpieczne…w odwiecznym rytmie – praca-dom-praca-dom. Zupełnie inaczej niż odwieczny rytm natury, zapisany w skalnych warstwach Wielkiego Kanionu – godzina za godziną, rok za rokiem, wiek za wiekiem, era za erą. Wielki Kanion ma czas – czymże przy tym Bycie jest tchnienie wyznaczonych mi przez statystykę osiemdziesięciu lat, czy co gorsza – wyznaczonych przez zegar biologiczny trzydziestu-paru lat młodości? Moja Podróż – cóż się z nią stało? Na jakich bezdrożach zbłądziłam?

Podeszłam do mapy Ameryki. Jeden ruch mikrofibrą po szkle przywrócił jej dawny kolor. Podróż życia. Zapisana w sercu i umyśle, chyba jeszcze przed urodzinami – bo czymże wytłumaczyć tęsknotę, której obecność towarzyszy mi odkąd pamiętam: dotrzeć tam, gdzie niebo jest niebieskie, a deszcz słodki w smaku, gdzie trawa jest zielona nie tylko w pierwszy dzień wiosny, rzeki płyną zgodnie ze swoim widzimisie, a ludzie doświadczają emocji własnych – nie cudzych, zgodnie ze scenariuszem jednej, czy drugiej telenoweli.
Podróż mojego życia – to podróż w czasie i przestrzeni: przez moje życie, w zgodzie ze sobą, w radości z poranków, z podniesioną głową i odważnym przemierzaniem Nieznanego. Czując się u siebie zarówno na ulicach

metropolii ludnych jak Rzym – przerobionych na papkę w podręcznikach i przewodnikach jak i na syberyjskich bezdrożach z krańców Wielkiej Rosji, których map o skali dokładniejszej niż w atlasie szkolnym nie uświadczysz w żadnej księgarni, bo mapy takie (prócz rosyjskiego wywiadu) mają tylko w głowach jego mieszkańcy.

Siedząc na łóżku w tę noc zagubioną w czasie, bezsenną noc wspomnień, patrzyłam ze smutkiem na mapę Ameryki. Praca, dom, papiloty, prace domowe i prace w domu, mak zmieszany z piaskiem, kapcie na dywaniku…. Kapcie? Coś jednak zostało… zamiast papuci na podłodze złoty pantofelek marzeń, i nadzieja, że Książe Przygoda przyjedzie pewnego dnia i porwie znów do egzotycznych krain.

Blog niniejszy dedykuję podróżom - szczególnie tej najważniejszej: wytyczonej biciem serca Podróży Mojego Życia, której najpiękniejsze momenty staram się uchwycić i zachować.
Zapraszam do czytania, komentowania i rozmów. Dla poszukiwaczy Przygody drzwi zawsze są otwarte.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

:)

Anonimowy pisze...

Przysiadłbym z Tobą przy tej mapie, ale moją podróż muszę zaplanować sam, niestety...

Anonimowy pisze...

wrażeń tu moc...

a podróż przez życie... to dopiero przygoda :)

Anonimowy pisze...

Dosyć smutne są te zwierzenia. To szamotanie się samotnej kobiety. Może chociaż już wiadomo, gdzie tkwi problem? Czy to ta zaborcza korporacja, pochłaniająca czas i pewnie odbierająca trochę zdrowia? Obawiam się jednak, że trudno będzie zerwać z dotychczasowym sposobem życia. Zrezygnować z owego "mdłego smaku marchewki" na przykład. I porzucić nieco swoją niezależność i samowystarczalność. Trudno będzie przeciwstawić się powszechnemu przesądowi, że kobieta powinna się przecież realizować zawodowo...

Anonimowy pisze...

zaranek - dziekuje za podjecie proby opisania mojego profilu psychologicznego, osobistego i zawodowego :-)))) Otoz do Twojej wiadomosci - postanowilam oddac sie do haremu bogatego szejka, ktory bedzie na mnie lozyl, w zamian za drobne uslugi domowe, jak pranie, sprzatanie i rodzenie dzieci - oraz bym mogla lezec i ladnie pachniec, gdyz nie utozsamiam sie z powszechnymi przesadami i wierze, ze w zaciszu domowym oraz laboratoriach SPA kobieta realizuje sie najlepiej :-P

Anonimowy pisze...

Życzę wiele szczęścia na nowej drodze życia! Czy aby jednak na pewno ten szejk jest taki bogaty, skoro chce Cię wykorzystywać do prania i sprzątania? Nie stać go na pomoc domową?

Anonimowy pisze...

...Zaranek...zakładam, że to z troski... bo jak mnie pouczono kobieta powinna mieć zajęcie, żeby jej głupie myśli nie przychodziły do głowy... albo nic nierobienie nie poszło w boczki :-)))

Anonimowy pisze...

To oczywiste, że moje uwagi podyktowane są troską o Twój los. Przyznam jednak, że również trochę zazdrością, że oto kolejna czarująca polska niewiasta uległa urokowi czarnookiego południowca.
A swoją drogą głupie myśli, nienierobienie i alienacja ulatniają się po urodzeniu trzeciego dziecka. Którego Tobie i Twojemu Szejkowi serdecznie życzę...

Anonimowy pisze...

Łaaaaaaaaaaaaaaaa !!!

Też jestem w podróży...od 6 lat biegam między murami, które dają życie, ponoć wieczne... podróżować palcem po mapie nie mam zamiaru... podróżować, aż do prawdziwego celu... może nie padnę po drodze w ramach własnej głupoty...

cicho pozdrawiam
mnich zwierz

hartbit pisze...

skromny jak zwykle..widze, ze nic sie nie zmienil...moze niech do mnie maila skrobnie? pamieta? ja jak zwykle na rozdrozach...taki los taka karma chyba....

Anonimowy pisze...

może by i napisał, ale maila trza znać...chyba że jest na zapchanej naszej klasie :-)

zobaczę... a nóż widelec...